środa, 22 lutego 2012

Pracogodziny.


Choć popłaca moja praca,
Mój czas wolny znacznie skraca.
Prawie nic go nie zostaje,
Wszystko pracy swojej daję.

Czas na moje hobby oraz czas dla syna
Co dzień mi zabiera roboczogodzina.
Normy i wymogi i mycie podłogi
Pensje i pretensje całej mej załogi.

Choć czekają mnie wyzwania
I zadania do sprostania,
Choć to satysfakcję daje,
To niestety, jak się zdaje,
Życie moje wręcz wywraca
Bo wciąż: praca, praca, praca.

Julek ciągle „dada” woła,
Choć mnie rzadko widzi zgoła,
Smutno mi, lecz to są fakty,
Nikt nie mówił: „lajf jest łatwy”.

Że pracować trzeba- jasne,
Ale nie za ludzi zastęp.
Trzeba czasem przystopować
I się nieco wyluzować,
Aby zegar wyzerować-
-Syna w czasie tym wychować.

Żona bowiem już zmęczona,
Bo zajmuje się nim ona.
Od raneczka do wieczora-
-A nieznośna bywa zmora.

Trzeba oddać jej honory
Bo to wyczyn całkiem spory
Julka to wychowywanie
Oraz dbanie o mieszkanie.

Żono, dzięki Ci, ma luba!
Niech Ci będzie wieczna chluba!
Życzę Ci, abyś… ten tego…
Męża miała pomocnego!
;)

czwartek, 2 lutego 2012

Ząbycz.

 
To radosna jest nowina:
Ząb wystaje z pyszczka syna!
Sterczy tam jak biała skała
Ta zębina Julka mała.

Taki ząbek, co wystaje,
Choć uroku wiele daje.
Nie dodaje mu powagi:
Raczej bardziej coś z łamagi.

Ale Julek się nie łamie
Nowym zębem szamę szamie
I drugiego już hoduje:
Tata go pod łyżką czuje!

Wszystko się też wyjaśniło-
Czemu dziecko nas męczyło.
Czemu ciągle też nas męczy-
Tylko jęczy wciąż i jęczy.
 

Wnet rodzice wybaczyli,
Że tak dziecko ciągle kwili,
Gdy się wreszcie okazało,
Że to dziąsło go bolało.

I emocje złe opadły
Stanął człowiek wprost bezradny
W uśmiech Julka zapatrzony
I w ten ząbek wyszczerzony.

To zjawisko zjawiskowe
Aż odbiera z gardła mowę
Jak się zmienia ten nasz cudak
Oj, nie grozi nam już nuda!

Jak nie skoki rozwojowe,
To syn ćwiczy krzykomowę,
Jak nie kolki i zaparcia
To zębiszcza do wytarcia.

Jak nie płacze z bezsilności
To ze szczęścia, to z miłości
Nuda nam już nie zagraża.
Z Julkiem nuda się nie zdarza.